|
Góry Północnoalbańskie na granicy z Czarnogórą. |
Prokletije
Wycieczka
w Góry Przeklęte była jednym z elementów miesięcznego wyjazdu
autostopem na Bałkany i nie ukrywam, że była gwoździem programu i głównym celem podróży. Wróciłem
zarażony – zarażony miłością do tego miejsca. Kulminacją naszego
wypadu był, leżący w Albanii, najwyższy szczyt całych Gór Dynarskich - Maja Jezercë
(2694 m) oraz wejście na Maja Rosit (2524 m) – jeden z najwyższych
szczytów Czarnogóry. Mało jest już w Europie takich zakątków,
gdzie w szczycie sezonu można wędrować przez cały dzień, i to
oznakowanymi szlakami, nie spotkawszy ani jednej osoby. Tutaj jest to
jak najbardziej możliwe – a kiedy nawet ukłoni nam się inny
wędrowiec, jest to przyjemność, a nie konieczność.
|
W kotle pod Maja Jezercë |
Góry Przeklęte, góry
wspaniałe
|
Góry Przeklęte na styku 3 granic - Albanii, Czarnogóry i Kosowa. Źródło mapy: google |
O
godzinie 20.06 odjechaliśmy z Podgoricy autobusem w kierunku
Gusinje. W mieście chyba coś świętowali, bo choć dochodziło
wpół do pierwszej w nocy kiedy dojechaliśmy, całe miasto
roztańczone bawiło się przed miejscową dyskoteką. Kiedy
krzątaliśmy się bezwiednie po osiedlach, zaczepili nas jacyś
faceci z baru z propozycją noclegu. Odmówiliśmy grzecznie,
dodając, że jedziemy do Vusanje – ostatniej miejscowości w
Czarnogórze, skąd rusza szlak w Góry Przeklęte. Jednemu z nich
włączył się od razu pstryczek do biznesu i zaproponował nam
podwiezienie za 10e. Niestety źle trafił, bo raczej wolelibyśmy
poczekać do rana i złapać stopa. Mieliśmy jednak szczęście, bo
wtrącił się do rozmowy ich znajomy, w podeszłym już wieku,
którego oni sami nazywali swym bossem. Kiedy usłyszał o Vusanje i
o celu naszego wyjścia, czyli Maja Jezercë, zaoferował nam
swoją pomoc.
Facet
zawiózł nas ostatnie 7 km. Waliło od niego alkoholem, a w czasie
jazdy ciągnął jeszcze piwsko i zagryzał je pizzą. Przywiózł
nas w miejsce, gdzie było zupełnie płasko, pożegnał się i
odjechał swoją terenówką nie żądając od nas kasy. Oślepieni
światłami samochodu staliśmy jeszcze przez moment. Było zupełnie
ciemno, ale po chwili, kiedy oczy przyzwyczaiły się do mroku,
ujrzeliśmy to co było przed nami: morze postrzępionych szczytów i
rozgwieżdżone niebo nad nimi. Staliśmy na wprost Gór
Przeklętych!
|
W tym miejscu zostawił nas pijany kierowca, który podrzucił nas w serce gór. Byliśmy tak zmęczeni, że nawet nie przypięliśmy odciągów namiotu, przez co cała sypialnia była mokra. |
Minął
dokładnie tydzień od dnia, kiedy kroili mi piętę w tirańskim
szpitalu po nadepnięciu na jeżowca w Morzu Jońskim i w życiu bym
się nie spodziewał, że tak szybko znajdę się w górach.
Obudziłem się jak zwykle dość wcześnie i wyjrzałem z namiotu na
te same szczyty, które w nocy sięgały gwiazd. Z tym, że nocą
były czarne a teraz białe od słońca. Pierwsze spojrzenie na
Prokletije już daje mi gwarancję, że będzie mi się tu podobało.
|
Dolina Ropojana - punkt startowy w drodze na Maja Jezercë. |
Góry
Przeklęte są najwyższym pasmem całych Gór Dynarskich. Leżą na
terytorium trzech państw – Albanii, Czarnogóry i Kosowa. W
Czarnogórze nazywane są Prokletije, zaś od strony albańskiej
Bjeshkët Nemuna.
Stanąłem
z mapą i kompasem, żeby ustalić nasze położenie i od razu stało
się jasne, gdzie jesteśmy. Nasz namiot stoi dokładnie u wylotu
Doliny Ropojany, która będzie naszym kierunkiem marszu tego dnia. W
stronę wschodnią zaś odchodzi wyraźnie węższa i bardziej
zarośnięta dolina, którą trzeba pójść, chcąc zdobyć
najwyższy szczyt Czarnogóry – Złą Kolatę. Na rozwidleniu obu
dolin stoi niewielki meczet – charakterystyczny punkt orientacyjny.
Po
wejściu do doliny warto podejść przez las do najsłynniejszego
wywierzyska w Prokletije – Oko Skakavice. Wypływa z niego
rzeka
Skakavica będąca dopływem
Grlja. Źródło tworzy w tym miejscu jeziorko o wielkości około
30x25 metrów i niewiarygodnej głębokości 8m. Woda jest lodowata i
idealnie przejrzysta, a uroku dodaje jej mocny seledynowy kolor.
Miejsce jest w regionie dość dobrze znane, dlatego zwykle można
spotkać tu ludzi.
|
Oko Skakavice, dla oddania skali, na brzegu stoją ludziki. |
Niedaleko
Oka spotkaliśmy faceta, który przyjechał do doliny traktorem –
polskim Ursusem zresztą, i zaprosił nas na przejażdżkę.
Siedliśmy na błotnikach i doświadczyliśmy miłej przygody, bo pan
podwiózł nas aż do miejsca, gdzie droga traci przejezdność.
Trzęsło niesamowicie, ale i tak była to nasza najbardziej
nietypowa jazda w ciągu całego wypadu. Dalej udaliśmy się pieszo,
facet szedł w tę samą stronę co my, ale miał szybsze tempo, bo
nie ciążył mu wielki plecak a jedynie mały chlebaczek.
|
Niezwykła przejażdżka na błotniku traktora. |
|
Naszemu traktorzyście wystarczyły tylko tenisówki, chlebak i jeden kijek by zwiedzać góry. |
Z
drogi mieliśmy wspaniałe widoki na skalne ściany niezwykłego masywu
Karanfili, który widzimy po prawej stronie. To jeden z
popularniejszych szlaków w Górach Przeklętych, nawet ponoć z
Ropojany biegnie tam jakaś droga, ale nie jest wyznakowana. Z dołu
widzieliśmy jednak grupkę ludzi, którzy próbowali tędy schodzić,
ale najpewniej nie zlokalizowali szlaku bo zsuwali się po piargach.
Spotkanie z
najgroźniejszym wężem Bałkanów
Według
tablic i mapy powinniśmy gwałtownie skręcić w lewo, kierując się
na polanę Zastan Ropojanski. Z wygodnej szerokiej drogi skręciliśmy
w przecinkę zarośniętą bujną wilgotną trawą. Przechodząc
trawą natknęliśmy się na najgroźniejszego węża jakiego można
spotkać na Bałkanach – żmiję nosorogą z charakterystycznym
rogiem na nosie. Czytaliśmy sporo o tym drapieżniku przed wyjazdem i raczej nie chcieliśmy się z nim spotkać. Gad przepełzł leniwie kilkanaście centymetrów od
naszych butów! Żmija nosoroga to największy wróg człowieka w
tych górach – ukąszenia są śmiertelne, a w razie wypadku nawet
nie ma jak wezwać pomocy – ludzi tu nie ma, komórki nie mają
zasięgu, pogotowie górskie nie istnieje. Kawałek dalej, kiedy
wyszliśmy z powrotem na szerszą drogę, znów natknęliśmy się na
węża. Nie była to już żmija nosoroga, ale i tak szybko minęliśmy
poskręcanego gada. Nie wiem co to za gatunek, ale zwróciliśmy
uwagę, że był dłuuugi.
Przeklęte ale
przyjazne
Niedługo
dotarliśmy do Polany Zastan. Przeszliśmy koło stojącego tu domu,
w którym jeszcze do niedawna ponoć mieszkała rodzina
pustelnicza, żyjąca na tym odludziu. Obecnie dom stoi pusty i nie
wiadomo gdzie podziała się mieszkająca w nim familia.
|
Zastan Ropojanski - dom rodziny pustelniczej. |
Pozostałością po nich są 2 zagospodarowane źródełka, które
czynią ten rejon Gór Przeklętych przyjaznym turyście. Woda jest
czysta i zimna, ale najważniejsze, że w ogóle jest. To kolejne
udogodnienie obok dobrego oznakowania szlaków.
|
To zagospodarowane źródło ratuje życie w tej części Prokletije. To jedyna woda w promieniu wielu kilometrów. |
Choć znajdujemy się
dopiero na wysokości 1300 m, to z polany obserwowaliśmy pierwsze
wspaniałe widoki na otoczenie doliny jezior, do której będziemy
szli. Dalsza droga długo wiodła lasem, cały czas pnąc się stromo
do góry. W lesie spotkaliśmy naszego traktorzystę, który
pospiesznie schodził i tylko nam się ukłonił. Wyjście z lasu po
400 metrach podejścia rozpoczęło najwspanialszy fragment trasy.
Znowu w Albanii
Otworzyły
się wspaniałe widoki na okoliczne skaliste szczyty, które zamykają
dolinę Buni Jezercës. Doszliśmy do granicy państwowej między
Czarnogórą a Albanią. Warto w tym miejscu powiedzieć kilka słów
o tej granicy, gdyż aby dojść wyznakowanym szlakiem z Vusanje na
Maja Jezescrë trzeba ją nielegalnie przekroczyć. Oczywiście
przekraczanie granicy jest niedozwolone, mimo że biegnie tędy
szlak, ale południową Czarnogórę zamieszkuje mniejszość
albańska, która nie robi z tego żadnych problemów. Na szlaku do
jezior pojawiło się kilku turystów i wszyscy oni złamali prawo
dochodząc do Buni Jezercës. Granicę wyznacza sporej wielkości
betonowy słupek, który jest jednak złamany i jego większa część
leży w trawie. Co ciekawe słupek zgodnie z oznaczeniami rozdziela
Albanię i Jugosławię, oznaczenia Czarnogóry nigdy nie zostały
nań naniesione.
|
Ułamany betonowy słupek wyznacza granicę czarnogórsko-albańską. |
|
Niezwykłe widoki w rejonie wylotu doliny Buni Jezercës. |
Po przekroczeniu granicy znaleźliśmy się u wylotu
doliny Buni Jezercës, gdzie ukazuje się przepyszna panorama trzech
z sześciu jezior i otaczających ich szczytów. Ciężko oprzeć się
wrażeniu, że to miejsce w świetle popołudniowego słońca
prezentuje się naprawdę wspaniale i z czystym sumieniem mogę
stwierdzić, że nie ustępuje otoczeniu najpiękniejszych jezior
tatrzańskich. Obchodząc z wolna dolinę, mijamy kolejne jeziora
dochodząc aż do ostatniego – największego i najpiękniejszego.
Chłoniemy wspaniałe panoramy tego pięknego, dzikiego i bezludnego
zakątka. Oprócz skały jest tu też mnóstwo zieleni, co odróżnia
te góry od innego pasma, które jest trochę podobne – Alp
Julijskich, gdzie zieleni jest stosunkowo niewiele. Około godziny 17
rozstawiliśmy namiot u brzegu ostatniego jeziora i jest to 7 namiot
w okolicy tego zbiornika, ale nie ma się co dziwić, skoro jesteśmy
na najpopularniejszym szlaku Gór Przeklętych. Wszystkie namioty
należą do ludzi, którzy dziś zeszli z Maja Jezercë, więc jutro
nie będzie tłoku na szlaku. Do doliny przychodzi też trochę ludzi
na lekko, których celem jest tylko zobaczenie tego miejsca i powrót
na dół do zaparkowanego samochodu. Spotkaliśmy tutaj nawet jednego
Polaka. Już około 18 nasz namiot został pożarty przez cień,
który w głębokiej dolinie pojawia się bardzo szybko, choć na
szczytach słońce można było obserwować do 20.
|
Dolina Buni Jezercës - jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widziałem w górach. |
Klimat
jest tu zdecydowanie bardziej alpejski niż śródziemnomorski,
dzięki czemu wreszcie mogliśmy chwilę odpocząć od ponad 30
stopniowych upałów. Wreszcie mogliśmy użyć długich spodni i
koszul z długim rękawem, których przez 2 dotychczasowe tygodnie
wyjazdu nie użyliśmy ani razu. Tutaj o poranku i wieczorem są już
niezbędne. Spać położyliśmy się około 20 aby wypocząć przed
jutrzejszą trasą na najwyższy szczyt Gór Dynarskich.
|
Na brzegu największego z jezior rozbiliśmy namiot. Maja Jezercë jest stąd niestety niewidoczny, bo zasłaniają go bliższe szczyty widoczne zaraz ponad jeziorem. |
Maja Jezercë (2694 m)
– najwyższy szczyt Gór Dynarskich
Wstaliśmy
o 5 i choć bardzo nam się nie chciało zwlec, bo było wyjątkowo
zimno, ruszyliśmy na szlak już o 5.40. Pierwszy raz przydały się
zabrane z Polski kurtki i znów długie spodnie.
|
Początek drogi na Maja Jezercë. |
Początek
znakowanego szlaku to łagodne wznoszenie się drogą aż do kotła
pod wysokimi szczytami zamykającymi tę część doliny jezior.
Początkowo wzdłuż jeziora, dalej po kamieniach, a w kotle także
po śniegu, którego jest tu wciąż bardzo dużo. Droga, która od
samego Vusanje była świetnie oznakowana trochę się pod tym
względem zepsuła. Znaki czasem zanikają i nie zawsze wiadomo gdzie
iść. Po wejściu w mocno zerodowany skalny labirynt, który
niewielkim garbem wystaje w środku wielkiego kotła, zgubiliśmy
znaki i jakiś czas błądziliśmy klucząc między szczelinami.
Kierowaliśmy się intuicyjnie do końca skalnego grzebienia i
doszedłszy na jego skraj zauważyłem właściwą ścieżkę
wydeptaną na ogromnym śnieżnym płacie. Zeszliśmy tamże i
podążaliśmy już dobrą drogą aż do przełęczy Qafa Emal
(2331m), która rozdziela szczyty Maja Jezercë i Maja i Kokervhakes.
Z początku, idąc doliną, nie wiedzieliśmy na który szczyt
zmierzamy, bo z dołu kilka z nich wygląda podobnie. Od doliny
jezior w ogóle nie widać Maja Jezercë, a po wejściu do kotła
góra wciąż wygląda bardzo niepozornie, stłamszona przez skalne
kolosy znajdujące się bliżej, jak Maja e kolacit (2490m) – jedną
z nielicznych gór w tym terenie, która nie jest bezimienna.
|
Z dna kotła Maja Jezercë wygląda bardzo niepozornie (to ta niewielka górka prawie na środku zdjęcia), ale tak naprawdę jest wyższa od wszystkich innych szczytów w całym liczącym ponad 700 km paśmie Gór Dynarskich. |
|
Klucząc po zerodowanych skałach trzeba być czujnym jak na lodowcu. Ostre jak brzytwa skalne zęby czekają na ofiarę w szczerbatym uśmiechu. Wpadnięcie w szczelinę będzie nie tylko bolesne, ale w skrajnych przypadkach może załatwić nam powrót do kraju w drewnianej skrzyni ;-) |
|
Kocioł pod Maja Jezercë, ściany po lewej stronie to Maja e kolacit. |
|
Płat śnieżny, którym prowadzi droga na przełęcz Qafa Emal. Przy zejściu szusowaliśmy po śniegu prawie jak na nartach. Wysokie temperatury zupełnie unicestwiły nasze poranne ślady. |
Po
wielkim płacie śnieżnym doszliśmy na wspomnianą przełęcz Qafa
Emal, gdzie mocno wiało i wcale nie było ciepło. Znów przydały
się kurtki a był nawet taki moment, że włożyłem czapkę, choć
dotąd szliśmy w krótkich rękawkach. W tym miejscu droga zmieniła
swój charakter i przybrała postać perci wysokogórskiej o wielu
eksponowanych momentach, często wymagających wspinaczki na czterech kończynach, a całość prowadzi bardzo stromo po sypkich kamieniach
uciekających spod stóp i dłoni.
|
Wspinaczka po eksponowanej ścianie na Maja Jezercë. Droga tylko dla tych, którzy nie mają oporów przed wspinaniem się w skałach. |
Tutaj oznakowanie jest już niezłe i można
iść bez pogubienia drogi. Do podejścia jest ponad 350 m w pionie, droga nie
jest bardzo trudna, ale dość męcząca psychicznie i nieprzyjemna. Moim
zdaniem są 2 trudne momenty. Pierwszym jest głęboki żleb zasłany
śniegiem, ale możliwe, że w połowie sierpnia, kiedy śnieg
stopnieje, ten problem znika (zdjęcie poniżej). Szlak mija płat śnieżny z prawej
strony podchodząc bardzo stromo po sypkim piachu i luźnych
kamykach. Miejsce wyjątkowo nieprzyjemne i wymagające dużej uwagi i pewności kroków, bo
jedno poślizgnięcie, przy takim nachyleniu zbocza może się przykro
skończyć.
|
Płat śnieżny w żlebie i sypiąca się skała. Po tym fragmencie wydeptanej ziemi szliśmy w obie strony bardzo powoli. |
Drugie miejsce, już mniej wredne znajduje się
niedaleko wierzchołka, tuż za skalnym grzybkiem, którego mija szlak. W zasadzie trudność tego miejsca polega na tym samym co
wcześniej – znów grys, piasek i niewielkie luźne głazy przy
jednoczesnym mocnym nachyleniu zbocza. Stąd wchodzi się już
bezpośrednio na wielkie bloki skalne, które prowadzą prawie płasko do
wierzchołka.
|
Przy skalnym grzybku. |
Wierzchołek
Maja Jezercë, który osiągnęliśmy o godzinie 9.40 był dla nas
jednak pewnym rozczarowaniem. Czerwony żelazny krzyż, który tak wspaniale
wieńczył ten szczyt, gdy jeszcze oglądaliśmy go na zdjęciach przed
wyjazdem, teraz leżał wygięty aż do ziemi i robił za ławkę.
Tuż obok stoi przykręcona do skał żelazna puszka na zatrzaski z
zeszytem wpisów pamiątkowych i pieczątką z albańskim dwugłowym
orłem.
|
Widoki ze szczytu w stronę Kosowa. |
|
Ponura niespodzianka na wierzchołku - wieńczący górę krzyż leży powalony i robi za ławkę. Jakby ktoś miał okazję być na szczycie to odszukajcie w zeszycie szczytowym (w puszce) nasz wpis z datą 19 lipca 2012! |
|
Na wierzchołku Maja Jezercë. Panoramka wgłąb Albanii. |
Tego dnia co my szczyt odwiedziły 3 ekipy – w sumie 8
osób. Nasza dwójka, jakaś para, którą spotkaliśmy na skałach,
gdy oni już schodzili i czwórka Czechów, którzy weszli tutaj 10
minut po nas, ale wdrapywali się od albańskiej wioski Theth. Panorama ze
szczytu jest imponująca i obejmuje sporo okolicznych pasm górskich,
zarówno w Albanii, Czarnogórze oraz Kosowie. Bezchmurne niebo
i doskonała widoczność pozwoliły nam oglądać tego dnia bajeczne
panoramy. Dopiero ze szczytu widać jak dużo jeszcze śniegu jest w
Górach Przeklętych mimo panujących w tym rejonie Europy
temperatur.
Czesi,
którzy siedzieli z nami na szczycie zrobili sobie zdjęcie z czeską
flagą, a my, jako, że nie mieliśmy swojej flagi, bo została w
namiocie, pożyczyliśmy tę czeską. Zakryliśmy dłonią niebieski
trójkąt, by flaga wyglądała jak nasza i jeden z Czechów zrobił
nam zdjęcie, pełen podziwu dla polskiej pomysłowości.
|
Szczytowa fotka z czeską flagą, przerobioną na polską w nagłej potrzebie. |
|
Z powrotem przy namiocie. |
Zeszliśmy
o 11.20 by dojść do namiotu na 14.40. Zejście, choć zapowiadało
się nieprzyjemnie – zwłaszcza w tych sypkich momentach, okazało
się nietrudne. Wymagało jedynie uwagi w trudniejszych miejscach.
Przyjemne i szybkie było zejście, a właściwie zjazd płatami śnieżnymi, które
zalegają poniżej przełęczy Qafa Emal. Starczyło odpychać się
kijami i balansując ciałem spory fragment można było prześmigać jak
na nartach. W dolinie jezior zupełnie pusto – zniknęły wszystkie
namioty. Dopiero wieczorem przyszli jacyś Czesi, którzy planowali
jutro zdobywać Maja Jezercë, choć mieli trochę strachu w oczach,
kiedy im streściliśmy trasę.
Wycieczka na Maja Rosit znajdzie się przy innym wpisie.
przyjemna lektura, z dodatkiem świetnych zdjęć :)
OdpowiedzUsuńale brakuje mi Waszego zdjęcia ze szczytu z czes..polską flagą ;)
Mam takie zdjęcie, ale akurat tutaj nie wrzuciłem :)
UsuńJak zwykle, zdjęcia wspaniałe i piękne widoki. Dziękuję za umożliwienie podziwiania tych miejsc. Pozdrawiam i życzę wielu udanych wypraw.
OdpowiedzUsuńKocham góry,wędróję po nich więc Pana zdjęcia są wspaniałą ucztą dla mnie!Cudowne widoki i mistrzowskie fotografie! Pozdrawiam i życzęnadal wielu udanych wypraw!
OdpowiedzUsuńBrawo Karol.
OdpowiedzUsuńPS. Też mi ewidentnie brakuje tego zdjęcia z flagą
OdpowiedzUsuńZdjęcie z flagą już jest.
Usuńhaha, dobre ;d
OdpowiedzUsuńmuszę tam koniecznie pojechać i odkryć ten bałkański skarb ukryty w Górach Przeklętych!
OdpowiedzUsuń