Góry Przeklęte - ukochany zakątek Albanii; fot. Karol Nienartowicz |
Wyobraźcie sobie kraj,
w którym dziewicze wysokie góry opadają do ciepłego błękitnego
morza, a na pustych plażach i w miastach pełnych niezwykłych
zabytków, spotkamy gościnnych ludzi i nawet w szczycie sezonu nie
doświadczymy tłumu turystów. Prawda, że brzmi wspaniale?
Wyobraźcie sobie teraz inny kraj. Taki, gdzie na bezludnych plażach zalegają stosy cuchnących śmieci, w miastach, górach i na bezdrożach stoją setki tysięcy betonowych bunkrów i szkieletów niedokończonych inwestycji, a na ulicach grasuje żebrząca młodzież. Chcielibyście tam pojechać? Już mniej.
Wyobraźcie sobie wreszcie, że mówimy wciąż o tym samym miejscu. Dodajmy, że znajduje się ono w Europie, gdzie podobno nie ma już nic do odkrycia. Ciekawi?
Tak jest w Albanii – niewielkim państwie bałkańskim wciśniętym między Grecję, Macedonię, Kosowo i Czarnogórę. Albania to nie piękna bajka – ten umęczony kraj doświadczył jednego z najbardziej ekstremalnych reżimów komunistycznych w dziejach świata. Albania to miejsce przed którym ostrzegają biura podróży, szefowie wypożyczalni samochodów oraz ludzie, którzy nigdy tam nie byli, a jedynie coś tam słyszeli od znajomego znajomego, którego znajomy ponoć był gdzieś niedaleko.
Albania to miejsce, które się chłonie i doświadcza. A kto raz tam przybył, ten przepadł. Będzie tam wracał, choćby jedynie wspomnieniami. I wcale nie musi być oczarowany – być może wręcz przeciwnie – na wspomnienie tego kraju dostanie torsji.
Albanię uznaje się wciąż za najbardziej egzotyczny kraj europejski i trudno się temu dziwić. Wieloletnia izolacja pod rządami komunistycznego dyktatora Envera Hodży, doprowadziła do sytuacji, w której turystyka przestała istnieć na długie dziesięciolecia. Obecnie kraj odradza się turystycznie, ale nie jest jeszcze zatłoczony, co może niebawem się zmienić, bo coraz częściej staje się łakomym kąskiem dla znudzonych tradycyjnymi kierunkami podróżników. Co ciekawe niektóre statystyki ujmują nawet Albanię wśród najciekawszych urlopowych kierunków turystycznych na świecie! Można kraj zwiedzać na wiele sposobów. Odradzający się rynek turystyczny goni zachód w zastraszającym tempie! Dzięki temu osoby szukające wygody znajdą tu również coś dla siebie, np. wielkie kurorty nad samym morzem Durrës, Vlorë i Sarandë, które oferują już prawie taki standard jak Chorwacja. Ale nie jedzie się do Albanii leżeć plackiem na kamieniach, toteż na tutejszych plażach wylegują się głównie Albańczycy i trochę ludności z krajów ościennych.
Nie warto pisać o tym co można zobaczyć również w całym Basenie Morza Śródziemnego, na wspomnianych wybrzeżach Chorwacji, Czarnogóry i Włoch oraz w całej tak zwanej cywilizowanej Europie. Skupmy się na tym co jest charakterystyczne dla Albanii. A jest to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Wkraczamy do świata kontrastów.
Odwiedziłem Albanię pierwszy raz w 2012 roku. Wówczas ograniczyłem się do zobaczenia głównych atrakcji oraz wędrówek po skrawku Gór Przeklętych na północy kraju. Celem obecnej podróży jest wdrążenie się niewyrobionymi szlakami aż do szpiku Albanii. Do istoty tego miejsca, jeśli można tak powiedzieć. Zgłębienie mało znanej i prawie zupełnie dzikiej części północno wschodniej.
Albania to kraj w 75% górzysty, a urozmaicony krajobraz czyni ją bardzo interesującą fotograficznie. Tematów znajdziemy bez liku – od krajobrazów marynistycznych, przez panoramy górskie, zabytki, sceny rodzajowe, do portretów. Szczególnie interesuje mnie praca z aparatem Fujifilm SL 1000, który może być świetnym uzupełnieniem dla ciężkiego sprzętu, znacznie poszerzającym jego możliwości. Liczę, że właśnie w górach aparat przejdzie chrzest bojowy i ukaże swe pełne oblicze. Bo gdzie indziej, praca zoomu do ekwiwalentu ogniskowej 1200 mm spisze się równie dobrze jak nie na dużych wysokościach, gdzie wszystko jest daleko?
Plan podróży przedstawia się następująco (schemat projektowanej trasy z podziałem na dni):
Wyobraźcie sobie teraz inny kraj. Taki, gdzie na bezludnych plażach zalegają stosy cuchnących śmieci, w miastach, górach i na bezdrożach stoją setki tysięcy betonowych bunkrów i szkieletów niedokończonych inwestycji, a na ulicach grasuje żebrząca młodzież. Chcielibyście tam pojechać? Już mniej.
Wyobraźcie sobie wreszcie, że mówimy wciąż o tym samym miejscu. Dodajmy, że znajduje się ono w Europie, gdzie podobno nie ma już nic do odkrycia. Ciekawi?
Tak jest w Albanii – niewielkim państwie bałkańskim wciśniętym między Grecję, Macedonię, Kosowo i Czarnogórę. Albania to nie piękna bajka – ten umęczony kraj doświadczył jednego z najbardziej ekstremalnych reżimów komunistycznych w dziejach świata. Albania to miejsce przed którym ostrzegają biura podróży, szefowie wypożyczalni samochodów oraz ludzie, którzy nigdy tam nie byli, a jedynie coś tam słyszeli od znajomego znajomego, którego znajomy ponoć był gdzieś niedaleko.
Albania to miejsce, które się chłonie i doświadcza. A kto raz tam przybył, ten przepadł. Będzie tam wracał, choćby jedynie wspomnieniami. I wcale nie musi być oczarowany – być może wręcz przeciwnie – na wspomnienie tego kraju dostanie torsji.
Albanię uznaje się wciąż za najbardziej egzotyczny kraj europejski i trudno się temu dziwić. Wieloletnia izolacja pod rządami komunistycznego dyktatora Envera Hodży, doprowadziła do sytuacji, w której turystyka przestała istnieć na długie dziesięciolecia. Obecnie kraj odradza się turystycznie, ale nie jest jeszcze zatłoczony, co może niebawem się zmienić, bo coraz częściej staje się łakomym kąskiem dla znudzonych tradycyjnymi kierunkami podróżników. Co ciekawe niektóre statystyki ujmują nawet Albanię wśród najciekawszych urlopowych kierunków turystycznych na świecie! Można kraj zwiedzać na wiele sposobów. Odradzający się rynek turystyczny goni zachód w zastraszającym tempie! Dzięki temu osoby szukające wygody znajdą tu również coś dla siebie, np. wielkie kurorty nad samym morzem Durrës, Vlorë i Sarandë, które oferują już prawie taki standard jak Chorwacja. Ale nie jedzie się do Albanii leżeć plackiem na kamieniach, toteż na tutejszych plażach wylegują się głównie Albańczycy i trochę ludności z krajów ościennych.
Nie warto pisać o tym co można zobaczyć również w całym Basenie Morza Śródziemnego, na wspomnianych wybrzeżach Chorwacji, Czarnogóry i Włoch oraz w całej tak zwanej cywilizowanej Europie. Skupmy się na tym co jest charakterystyczne dla Albanii. A jest to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Wkraczamy do świata kontrastów.
Odwiedziłem Albanię pierwszy raz w 2012 roku. Wówczas ograniczyłem się do zobaczenia głównych atrakcji oraz wędrówek po skrawku Gór Przeklętych na północy kraju. Celem obecnej podróży jest wdrążenie się niewyrobionymi szlakami aż do szpiku Albanii. Do istoty tego miejsca, jeśli można tak powiedzieć. Zgłębienie mało znanej i prawie zupełnie dzikiej części północno wschodniej.
Albania to kraj w 75% górzysty, a urozmaicony krajobraz czyni ją bardzo interesującą fotograficznie. Tematów znajdziemy bez liku – od krajobrazów marynistycznych, przez panoramy górskie, zabytki, sceny rodzajowe, do portretów. Szczególnie interesuje mnie praca z aparatem Fujifilm SL 1000, który może być świetnym uzupełnieniem dla ciężkiego sprzętu, znacznie poszerzającym jego możliwości. Liczę, że właśnie w górach aparat przejdzie chrzest bojowy i ukaże swe pełne oblicze. Bo gdzie indziej, praca zoomu do ekwiwalentu ogniskowej 1200 mm spisze się równie dobrze jak nie na dużych wysokościach, gdzie wszystko jest daleko?
Źródło mapy: maps.google.pl |
Przebieg trasy:
Dzień 1
Trasa: Podgorica –
Koman
Atrakcje: Podgorica,
Koman – wieś na końcu świata, spotkanie z miejscową ludnością.
Wyprawa trochę z
konieczności zaczyna się w stolicy Czarnogóry – Podgoricy, gdzie
można dolecieć samolotem z Warszawy z przesiadką w Belgradzie.
Podróż trwa 6 godzin i jest to najdogodniejszy sposób, by poza
sezonem szybko dostać się w ten region Bałkanów.
Dokładne
planowanie podróży po Albanii nie jest możliwe i wie o tym każdy
kto był tu choć raz. Do wielu miejsc nie dociera regularna
komunikacja, a kolej obejmuje tylko fragment północnej części
kraju, gdzie nie ma gór. Na szczęście dzięki gościnie
miejscowych, można dostać się prawie wszędzie, ale czasem wymaga
to po prostu więcej czasu i niekiedy, dzięki ich interesowności,
także pieniędzy.
Jezioro Szkoderskie między Podgoricą i Shkodër; fot: Karol Nienartowicz |
Nie zamierzam ponownie
zwiedzać nieciekawej stolicy Czarnogóry. Byłem tam w 2012 r. i ten
jeden raz w zupełności wystarczy. Miasto
nie jest zbyt duże – liczy niewiele ponad 130 tys. mieszkańców.
Zniszczone całkowicie podczas II wojny światowej zostało po wojnie
odbudowane od podstaw w nowym kształcie, tak więc zabytków
praktycznie tu nie ma. Moim planem jest jak najszybszy wyjazd
na południe, by po przekroczeniu granicy z Albanią dotrzeć przez
Shkodër do miejscowości Koman. Może być ciężko ze znalezieniem
autobusu przez granicę, więc całkiem możliwe, ze zrobię ten
dystans autostopem. Przejechałem na stopa nie tylko całe Bałkany,
ale także pełną autostrad Europę Zachodnią, więc żadne trasy
już mi nie straszne.
Jazioro Komani. fot: makestreamus.blogspot.com |
W Komanie znajduje się
jedno z większych sztucznych jezior Albanii – Jezioro Komani.
Zbiornik powstał w 1978 r. w wyniku spiętrzenia wody na Drinie i
jest środkowym fragmentem większego zespołu obiektów
hydrotechnicznych na tej rzece. Cały kompleks ma 72 km długości i
tworzy blisko 40 zatoczek i przesmyków. Taflę wody otaczają skalne
ściany, często o wysokości kilkuset metrów, a czołową atrakcją
jest rejs promem z miejscowości Koman do Fierzë, który zaczyna się
każdego dnia o poranku i obfituje we wspaniałe widoki. To jedyna
tego rodzaju ciekawostka w Albanii!
Nocleg w Komanie wypadnie mi najprawdopodobniej u miejscowej ludności i bardzo mnie to cieszy. Na każdym kroku chcę doświadczać tutejszych zwyczajów i gościnności. Chciałbym również sfotografować trochę scen rodzajowych, dzięki zoomowi uchwycić twarze, wykonać portrety i zbliżenia osobliwości Albanii – a tych nie brakuje.
Nocleg w Komanie wypadnie mi najprawdopodobniej u miejscowej ludności i bardzo mnie to cieszy. Na każdym kroku chcę doświadczać tutejszych zwyczajów i gościnności. Chciałbym również sfotografować trochę scen rodzajowych, dzięki zoomowi uchwycić twarze, wykonać portrety i zbliżenia osobliwości Albanii – a tych nie brakuje.
Dzień 2
Trasa: Koman - Fierzë
– Bajram Curri – Valbone - Cafe e preslopit
Atrakcje: Rejs po
Jeziorze Komani, miasto Bajram Curri, wioska górska Valbone, szlaki
najpiękniejszych gór Bałkanów – w Parku Narodowym Gór
Przeklętych.
Jezioro Komani; fot: entertainment- enter.blogspot.com |
Prom rusza o godzinie 9
rano, ale dobrze zjawić się na przystani przynajmniej pół godziny
wcześniej, bo może się okazać, że po załadowaniu kóz, owiec i
krów nie starczy już dla nas miejsca. Podróż trwa 2 godziny
i kosztuje niewiele – 5 euro. Stacja końcowa znajduje się w
Fierzë skąd odjeżdżają busy do niewielkiego miasta Bajram Curri.
To tylko 23 km, ale podróż górskimi szosami trwa prawie godzinę.
Miejscowość zyskała obecną nazwę w latach 50. na cześć
narodowego bohatera Albanii Bajrama Curriego, którego komunistyczne
władze otaczały szczególną czcią.
Z Bajram Curri wyjadę na
północ w najpiękniejszy – moim zdaniem, zakątek całej Albanii
– Góry Przeklęte, zwane przez moich znajomych również Górami
Wspaniałymi.
Góry
Przeklęte są najwyższym pasmem łańcucha Gór Dynarskich leżącego
się na znacznym obszarze zachodnich Bałkanów. Widziałem już
wiele gór w całej Europie, ale przyznam, że Góry Przeklęte
zaliczają się do tych od których sama opada mi szczęka. Są
wysokie, skaliste, zupełnie dzikie i puste. A przy tym niezwykle
malownicze i po prostu piękne. Pod względem budowy i krajobrazu
przypominają trochę słoweńsko-włoskie Alpy Julijskie, ale mają
tę przewagę, że nie przyjeżdżają tu hałaśliwi włosi.
Rozciągają się na terytorium aż trzech państw – Albanii,
Czarnogóry i Kosowa. W Czarnogórze nazywane są Prokletije, i jest
to nazwa używana najczęściej, zaś od strony albańskiej Bjeshkët
Nemuna. Polskie tłumaczenie nazwy oddaje specyfikę respektu, którym
otacza góry miejscowa ludność. Mało jest już w Europie takich
zakątków, gdzie można wędrować w szczycie sezonu przez cały
dzień, nawet oznakowanymi szlakami, i nie spotkać ani jednej osoby.
Tutaj jest to jak najbardziej możliwe – a kiedy nawet spotka się
innego wędrowca jest to przyjemność, nie konieczność.
Okolice Fierzë; fot: peron4.pl/offroad-w-albani |
Z
Bajram Curri do zapomnianej górskiej wioski Valbone leżącej w
sercu gór, w dolinie o tej samej nazwie (swoją drogą najbardziej
znanej dolinie całej albańskiej części Bjeshkët Nemuna) jest 25
km. Prawdopodobieństwo, że uda się złapać jadący tam autobus
jest właściwie żadne, więc warto popytać miejscowych, którzy za
kilka-kilkanaście euro bez problemu powinni podrzucić mnie do celu.
Stąd planuję bez mitrężenia ruszyć w góry, a finałem będzie
postawienie nogi na najwyższym szczycie Czarnogóry – Złej
Kolacie (2535 m), która jest górą graniczną między Albanią a
Czarnogórą. Wiele osób błędnie sądzi, że najwyższym punktem
całej Czarnogóry jest słynny Bobotov kuk (2523 m) w górach
Durmitor w północnej części kraju. Tymczasem Bobotov kuk jest
niższy nie tylko od Złej Kolaty, ale również od sąsiedniej
Dobrej Kolaty (2534 m), która jest czarnogórską dwójką.
Co ciekawe jeszcze
do niedawna średniej wysokości masyw Kolat niczym nie wyróżniał
się w ogromnym łańcuchu Prokletije, będąc tylko małym
kamyczkiem na wielkim głazowisku. Dopiero po podziale Serbii i
Czarnogóry na dwa osobne kraje w 2006 r. zyskał rozgłos, stając
się najwyższym szczytem nowo powstałej republiki.
Chcę
wypocić resztki obiadu i podejść tego dnia do góry tyle ile to
możliwe, żeby nazajutrz mieć już mniejszy dystans do masywu
Kolat. Moja trasa wiedzie aż do przełęczy Cafe e preslopit (2034
m), gdzie można rozbić namiot, ale jest pewne, że tego dnia nie
dojdę aż tak wysoko i zanocuję w namiocie gdzieś po drodze.
Skalne zęby Gór Przeklętych na granicy Albanii i Czarnogóry; fot: Karol Nienartowicz |
Dzień 3
Trasa: Cafe e
preslopit – Zła Kolata – Dobra Kolata - Valbone
Atrakcje: wycieczka
piesza dzikimi górami na najwyższy szczyt Czarnogóry – Złą
Kolatę (2535 m)
Po zdobyciu przełęczy wdrapię się stromym zboczem (jak znam życie ostatkiem sił) aż na siodło między Kolatami – Dobrą i Złą. To dwa bliźniacze szczyty o zbliżonych wysokościach, oddzielone od siebie małą przełęczą. Wyglądają świetnie i są bardzo fotogeniczne! Po zdobyciu kulminacji Czarnogóry i wykonaniu zdjęć i panoram zejdę tą samą trasą, którą podchodziłem. Jako, że do zejścia mam ponad kilometr deniwelacji, prawdopodobnie nie dojdę już tego dnia do Valbony i zanocuję znów gdzieś w trawie chowając się przed zwierzakami.
Po zdobyciu przełęczy wdrapię się stromym zboczem (jak znam życie ostatkiem sił) aż na siodło między Kolatami – Dobrą i Złą. To dwa bliźniacze szczyty o zbliżonych wysokościach, oddzielone od siebie małą przełęczą. Wyglądają świetnie i są bardzo fotogeniczne! Po zdobyciu kulminacji Czarnogóry i wykonaniu zdjęć i panoram zejdę tą samą trasą, którą podchodziłem. Jako, że do zejścia mam ponad kilometr deniwelacji, prawdopodobnie nie dojdę już tego dnia do Valbony i zanocuję znów gdzieś w trawie chowając się przed zwierzakami.
Schemat szlaków pod najwyższymi szczytami Czarnogóry: Złej i Dobrej Kolaty. fot: Adam Rugała, rugala.pl |
Imponująca
panorama ze Złej Kolaty obejmuje swoim zasięgiem całe pasmo Gór
Przeklętych – tak po stronie Albańskiej jak i Czarnogórskiej
oraz Kosowskiej, ale także Komovi i okoliczne niższe góry, które
nawet dla mieszkańców tych terenów są nieprzyjazne i nikt się
tam nie zapuszcza.
W
2012 roku miałem okazję zdobyć najwyższą górę całego łańcucha
Gór Dynarskich, który leży właśnie w albańskiej części
Prokletije - Maja Jezercë (2694 m), która zresztą będzie
świetnie widoczna z wierzchołka Złej Kolaty.
Nie
są to łatwe góry do uprawiania turystyki na co składa się wiele
czynników: brak wody, zerowa infrastruktura, jadowite żmije
nosorogie (na marginesie najgroźniejsze węże Bałkanów, brr...),
duża odległość od większych ośrodków miejskich. Jednak mam już
doświadczenie jak się po tych górach poruszać, by wrócić w
jednym kawałku.
Wieś Valbone na dnie doliny o tej samej nazwie; fot: Kamil Kozłowski, peron4.pl |
Góry
Przeklęte są wymarzonym miejscem do uprawiania fotografii. Morza
szczytów widoczne z wierzchowiny pozwolą przetestować możliwości
zooma z aparacie Fujifilm SL 1000. Szczególnie interesują mnie
fotografie wykonane z maksymalną długością ogniskowej, które
dzięki stabilizacji mają szansę wyjść nieporuszone i przybliżyć
detale, których gołym okiem nigdy bym nie dojrzał. Już nie mogę
się doczekać!
Mój namiot w albańskiej części Gór Przeklętych; fot: Karol Nienartowicz |
Dzień 4
Trasa: Valbone - Kukës
Atrakcje: Górskie
drogi między Valbone, Bajram Curri i Kukës, pięknie położone
miasto Kukës.
Okolice Kukës; fot: Kamil Kozłowski, peron4.pl |
Wstanę
wraz ze słońcem, by jak najwcześniej zejść do cywilizacji i
dojechać do Bajam Curri, skąd planuję udać się górskimi
trasami do Kukës – stolicy okręgu administracyjnego tej części
Albanii. Do wyboru są dwa warianty – trasa prowadząca głównymi
drogami i równie ciekawy trakt drogami bocznymi. Znając stan
albańskich dróg głównych prawdopodobnie na przejazd bocznymi
szosami nie starczyło by mi czasu do końca wyjazdu i jeden dzień
dłużej. Jak na europejskie państwo drogi
w Albanii są dość nietypowe i trochę przypominają górskie trasy
Ukrainy. W wielu miejscach pozbawione nawierzchni, pełne nagłych
uskoków, dziur, często bez skrajni. Kierowcy trąbią przy każdym
manewrze, na poboczu gęsto od policyjnych patroli – zwłaszcza na
nizinach, w górach już rzadziej. A żeby było śmiesznie wszyscy
(to nie przesada) grzeją po tych gównianych drogach mercedesami.
Mercedes to firma, która cieszy się bezgranicznym zaufaniem
Albańczyków – każdy samochód niezależnie od jego stanu
technicznego i roku produkcji będzie czczony – pod warunkiem, że
ma widoczną z daleka gwiazdę na masce. W całym kraju zwracają
uwagę szpecące szkielety nieukończonych betonowych budowli. Są
wszędzie – na wsiach, w miastach, w górach. Rzucają się w oczy
znacznie bardziej niż betonowe bunkry z czasów reżimu Hodży,
których podobno jest w niewielkiej Albanii ponad 700 tysięcy.
Bunkrów jest rzeczywiście sporo – zwłaszcza tych lekkich –
jednoosobowych w kształcie grzybka, które często spotyka się w
dziwnych miejscach – w centrach miast jak w Kavajë, czy w miejskim
parku, co widziałem w Korçë.
Bajram Curri; fot: wikipedia.pl |
Miasto Kukës jest
wspaniale położone u zbiegu Czarnego i Białego Drinu, które po
złączeniu dają początek rzece Drin, którą z otwartą gębą
płynąłem kilka dni wcześniej. Warto zatrzymać się tutaj na
dłużej, podziwiać wspaniałe widoki, chłonąc atmosferę.
Zanocuję w mieście w jednym z tanich hoteli.
Kukës; fot: skyscrapercity.com |
Dzień 5
Trasa:
Kukës - Park Narodowy Gór Lurës
Atrakcje:
Park Narodowy Gór Lurës – najcenniejszy przyrodniczo obszar
Albanii, 12 jezior polodowcowych, niezwykłe Jezioro Kwiatów.
Tego
dnia zamierzam wyjechać z Kukës na południe, żeby dostać się do
niezwykłego Parku Narodowego Gór Lurës (alb. Parku Kombëtar i
Lurës) – miejsca unikalnego w skali Albanii i nazywanego
największą perłą przyrodniczą kraju. Występujące tam lasy są
domem wielu rzadkich zwierząt – niedźwiedzia brunatnego, wilka,
głuszca. Tym co najbardziej przyciąga ludzi w to miejsce, są
liczne niezwykłej urody polodowcowe jeziora górskie. Jest ich aż
12 w tym jedno, ponoć najpiękniejsze – Jezioro Kwiatów (alb.
Liqeni i Luleve), którego tafla pełna jest tych pięknych roślin. Dokładnie nie wiadomo czego można się spodziewać, bo
nawet w internecie niewiele jest fotografii z tego miejsca. To tylko
mnie podkręca do zobaczenia tego miejsca, bo mówią, że jak czegoś
nie ma w googlach, to nie istnieje. Zobaczymy... Całe otoczenie
sprawia wrażenie wielkiego naturalnego ogrodu pełnego kwiatów,
który szczególnie urodziwy jest właśnie późną wiosną. Miejsce
jest w polskiemu turyście zupełnie nieznane, co w sumie wcale nie
dziwi. Sam dojazd też nie jest łatwy, bo nie prowadzi tam żadna z
głównych dróg. Ale dzięki temu można mieć pewność, że teren
zachował swoje naturalne piękno. Z Kukës prawdopodobnie dojadę
tam taksówką, albo lokalnymi busami, jeśli uda się takie znaleźć.
Nocleg planuję zorganizować w namiocie na terenie parku, by móc
fotografować wieczorem i o poranku – czyli w momencie kiedy jest
najlepsze światło.
Jezioro Kwiatów w Parku Narodowym Gór Lurës; fot: wikipedia.de |
Dzień 6
Trasa:
Park Narodowy Gór Lurës -Burrel – Kruja
Atrakcje:
Ciekawe miasta Burrel i Kruja, wjazd górskimi drogami na przełęcz
Qaf'e Shtambes (1228 m).
Kruja, fot: wikipedia.de |
W
Parku Narodowym Gór Lurës zostanę prawdopodobnie jeszcze cały
ranek, chcąc zobaczyć i sfotografować choć kilka jezior,
rozrzuconych między lasami i łąkami. Część z nich znajduje się
blisko drogi prowadzącej przez rezerwat, więc ich lokalizacja nie
powinna być bardzo trudna. Wątpię, że na miejscu uda się dostać
jakieś mapy. Ciężko oszacować ile może zająć wydostanie się
stąd, więc rezerwuję sobie ten dzień na wyjazd w kierunku Tirany.
Najpierw jednak trzeba dojechać do najbliższego dużego miasta –
Burrel, gdzie znajduje się słynne więzienie, jedno z największych
w całej Albanii, którego budowę rozpoczęto jeszcze przed II wojną
światową.
Z Burrel startuje kręta droga górska, którą drogowe mapy określają jako tę „o wybitnych walorach widokowych”, a jej kulminacyjnym punktem jest wysoka przełęcz Qaf'e Shtambes (1228 m). Planuję przejechać tamtędy autobusem z Burrel, lub autostopem, który świetnie sprawdza się na takich drogach, pod warunkiem oczywiście, że jakieś samochody w ogóle tam jeżdżą. Po 50 km znajdę się w słynnym mieście Kruja.
W Krui warto zatrzymać się na moment, by zobaczyć urządzone w wielkiej budowli warownej muzeum poświęcone bohaterowi narodowemu Albanii – Skanderbegowi. Jednak najbardziej interesującym faktem z pobytu w Krui nie jest obecność meczetów i muzeum, ale kontakt z kulturą albańską na słynnym tutejszym bazarze. Moim cichym pragnieniem jest uchwycenie na zdjęciach typowo bałkańskiej, gorącej, mocno wybuchowej atmosfery, która towarzyszy tutejszej wymianie handlowej. Coraz trudniej o takie obrazki w skomercjalizowanym świecie...
Z Krui pojadę komunikacją zbiorową do Tirany – stolicy Albanii.
Z Burrel startuje kręta droga górska, którą drogowe mapy określają jako tę „o wybitnych walorach widokowych”, a jej kulminacyjnym punktem jest wysoka przełęcz Qaf'e Shtambes (1228 m). Planuję przejechać tamtędy autobusem z Burrel, lub autostopem, który świetnie sprawdza się na takich drogach, pod warunkiem oczywiście, że jakieś samochody w ogóle tam jeżdżą. Po 50 km znajdę się w słynnym mieście Kruja.
W Krui warto zatrzymać się na moment, by zobaczyć urządzone w wielkiej budowli warownej muzeum poświęcone bohaterowi narodowemu Albanii – Skanderbegowi. Jednak najbardziej interesującym faktem z pobytu w Krui nie jest obecność meczetów i muzeum, ale kontakt z kulturą albańską na słynnym tutejszym bazarze. Moim cichym pragnieniem jest uchwycenie na zdjęciach typowo bałkańskiej, gorącej, mocno wybuchowej atmosfery, która towarzyszy tutejszej wymianie handlowej. Coraz trudniej o takie obrazki w skomercjalizowanym świecie...
Z Krui pojadę komunikacją zbiorową do Tirany – stolicy Albanii.
Bunkier w kształcie grzybka w Shiroke. Na zdjęciu widać tylko jego "czapkę"; fot: Karol Nienartowicz |
Dzień 7
Trasa:
Tirana - Shkodër – Podgorica
Atrakcje:
Tirana, Przejazd koleją albańską.
Stolica Albanii nie jest miastem szczególnie interesującym, ale ma swój klimat. Uliczki z pozrywanym asfaltem są zaniedbane, kolorowe domy pomazane graffiti, a ponad drogami wiszą kilometry drutów. Zabytki skupiają się jak w większości miast głównie w ścisłym centrum, a dokładniej mówiąc wokół Placu Skanderbega, czyli obszernego zielonego skweru, wewnątrz którego stoi pomnik wspomnianego już faceta – największego bohatera Albańczyków. Wokół placu gromadzą się ważne instytucje państwowe, a obok meczetu Ethem Beja swoją siedzibę mają budynki ministerstw, Muzeum Historyczne z fasadą pokrytą mozaiką, budynek opery, hotele i inne.
Stolica Albanii nie jest miastem szczególnie interesującym, ale ma swój klimat. Uliczki z pozrywanym asfaltem są zaniedbane, kolorowe domy pomazane graffiti, a ponad drogami wiszą kilometry drutów. Zabytki skupiają się jak w większości miast głównie w ścisłym centrum, a dokładniej mówiąc wokół Placu Skanderbega, czyli obszernego zielonego skweru, wewnątrz którego stoi pomnik wspomnianego już faceta – największego bohatera Albańczyków. Wokół placu gromadzą się ważne instytucje państwowe, a obok meczetu Ethem Beja swoją siedzibę mają budynki ministerstw, Muzeum Historyczne z fasadą pokrytą mozaiką, budynek opery, hotele i inne.
Tirana - zabytkowe centrum stolicy ze słynnym meczetem Ethem Beja; fot: Karol Nienartowicz |
Ale
mimo panującego bałaganu jest to miasto gościnne. Ludzie na każdym
kroku są pomocni i tak jest w niemal całej Albanii. W 2012 roku
musiałem awaryjnie skorzystać z pomocy medycznej w Tiranie –
lekarka w szpitalu amerykańskim sprawnie zoperowała moją piętę i
wbrew obawom moim i rodziny w Polsce nawet to przeżyłem. Mało
tego, minął prawie rok a ja nadal mam się dobrze. Pomoc nie
kosztowała mnie ani złotówki, nikt nie pytał o ubezpieczenie,
paszport, dowód, kartę rowerową..., nie musiałem też czekać w
kolejkach, a lekarze choć nie mówili w żadnym zrozumiałym języku
doskonale wiedzieli jak mi pomóc.
Kolej albańska; fot: internet |
Choć
trasa z Tirany do Podgoricy to dystans tylko 200 km, podróż może
potrwać wiele godzin. Jednak warto poświęcić więcej czasu na
samą drogę. Początkowy fragment trasy biegnący nizinami do
Shkodëru planuję przejechać koleją. To jedna z nielicznych okazji
by doświadczyć w Albanii podróży tym środkiem lokomocji. Ironia
losu, że to czego chcemy uniknąć w Polsce tutaj sami wybieramy
wmawiając sobie jeszcze, że jest w tym coś niezwykłego. Ale w
Albanii przejazd pociągiem naprawdę jest sam w sobie sporą
atrakcją, jeśli weźmie się pod uwagę najnowsze dzieje i historię
kolei w tym kraju. Nieudany eksperyment Hodży o nazwie socjalizm
totalny pozostawił kraj w ruinie. Choć od upadku reżimu minęło
wiele lat infrastruktura kolejowa w Albanii wciąż należy do
najbardziej przestarzałych i niedoinwestowanych w Europie i na
żadnym fragmencie nie jest zelektryfikowana. Jakby tego było mało
na pociągi nałożono ograniczenia prędkości do 30-50 km/h, co
przy obecnym stanie torowiska jest jak najbardziej zrozumiałe Dla
lepszego oddania sytuacji, warto podać łączną długość
wszystkich linii w całym kraju – niecałe 400 km!
Tym
sposobem dojechaliśmy ponownie do Podgoricy. Tutaj kończy się
nasza wycieczka. Pozytywnie zmęczony mogę wracać do kraju.
To
była piękna wyprawa! Pełna wrażeń, spotkań z niezwykłą
albańską przyrodą, kulturą i ludnością. I co najważniejsze z
bogatym plonem dobrych zdjęć! Na razie wędrowałem tylko palcem po
mapie, ale wierzę, że uda się zrobić tę trasę w terenie i okaże
się, że atrakcji jest dużo więcej niż było w planie. A z
aparatem Fijifilm SL 1000 na szyi mogę być tego pewien!
Szacunkowe koszty:
Przejazd
Jelenia Góra Warszawa w dwie strony: przewoźnik Polonus Warszawa:
ok 180-200 zł.
Bilety
lotnicze w dwie strony: Warszawa – Belgrad – Podgorica: od 1414zł
do 1750zł + opłaty.
Drobne
łapówki, drobne dla kierowców: 100zł.
Opłaty
na miejscu:
Dzień
1: Przejazdy: ok. 120 zł, wyżywienie: 40 zł, nocleg 40-100 zł.
Dzień
2: Przejazdy ok. 180 zł. wyżywienie: 40 zł
Dzień
3: Wyżywienie: 40 zł
Dzień
4: Przejazdy ok 150 zł, wyżywienie: 40 zł, nocleg 40-100 zł.
Dzień
5: Przejazdy 100 zł, wyżywienie: 40 zł,
Dzień
6: Przejazdy 100zł, wyżywienie: 40 zł, nocleg 40-70zł.
Dzień
7: Przejazdy 250zł, wyżywienie: 40 zł
Suma:
ok 3195 – 3365 zł
We get you to in addition provide an additional
OdpowiedzUsuńspot for a sleep at night or perhaps crib. The one thing is sure -- fun day flats in certainly will possibly be person to make a success.
Take a look at my web page - kliknij
Very necessary would be the time honored the kitchen
OdpowiedzUsuńarea furnishings highlights. Metal pulls as well as grips using a
abundant model, entrance doors having a glass, and also openwork patterns
Review my blog; strona internetowa
Prokletije są niesamowite. Ja je odkrywałam od czarnogórskiej strony. Niestety dwukrotnie usiłowama się z nimi zmierzyć od albańskiej strony, ale w kweitniu i sierpniu, kiedy tam byłam, góry mnie przeganiały (jak nie śnieg, to gradobicie i burze).
OdpowiedzUsuńTak Prokletije wyglądały z mojej perspektywy:
https://balkanyrudej.wordpress.com/tag/prokletije/
Sama głównie fotografuję w górach, ale do określenia siebie fotografem jestem daleka, bo nie uważam moich umiejętności za jakieś wybitne. Zdjęcia mają obrazować moje wyprawy i być tym dodatkowym "słowem" w opisie.
Pozdrawiam,
ruda
Wydaje mi się, że czytałem kiedyś Twoje wpisy (jeszcze przed moim wyjazdem) na ten temat na jakiś stronce, bo coś kojarzę po zdjęciach. Możliwe to?
UsuńTak, możliwe :) zapewne na stronie tatry.prv.pl (tam zamieszczałam relacje z wyjazdu na Bałkany 2010)
OdpowiedzUsuń