Aiguilles d'Arves, Alps

Aiguilles d'Arves, Alps
Copyright: Karol Nienartowicz

niedziela, 12 maja 2013

Moja podróż do wymarzonego miejsca w Europie

Góry Przeklęte - ukochany zakątek Albanii; fot. Karol Nienartowicz


Wyobraźcie sobie kraj, w którym dziewicze wysokie góry opadają do ciepłego błękitnego morza, a na pustych plażach i w miastach pełnych niezwykłych zabytków, spotkamy gościnnych ludzi i nawet w szczycie sezonu nie doświadczymy tłumu turystów. Prawda, że brzmi wspaniale?
Wyobraźcie sobie teraz inny kraj. Taki, gdzie na bezludnych plażach zalegają stosy cuchnących śmieci, w miastach, górach i na bezdrożach stoją setki tysięcy betonowych bunkrów i szkieletów niedokończonych inwestycji, a na ulicach grasuje żebrząca młodzież. Chcielibyście tam pojechać? Już mniej.
Wyobraźcie sobie wreszcie, że mówimy wciąż o tym samym miejscu. Dodajmy, że znajduje się ono w Europie, gdzie podobno nie ma już nic do odkrycia. Ciekawi?



Tak jest w Albanii – niewielkim państwie bałkańskim wciśniętym między Grecję, Macedonię, Kosowo i Czarnogórę. Albania to nie piękna bajka – ten umęczony kraj doświadczył jednego z najbardziej ekstremalnych reżimów komunistycznych w dziejach świata. Albania to miejsce przed którym ostrzegają biura podróży, szefowie wypożyczalni samochodów oraz ludzie, którzy nigdy tam nie byli, a jedynie coś tam słyszeli od znajomego znajomego, którego znajomy ponoć był gdzieś niedaleko.
Albania to miejsce, które się chłonie i doświadcza. A kto raz tam przybył, ten przepadł. Będzie tam wracał, choćby jedynie wspomnieniami. I wcale nie musi być oczarowany – być może wręcz przeciwnie – na wspomnienie tego kraju dostanie torsji.

Albanię uznaje się wciąż za najbardziej egzotyczny kraj europejski i trudno się temu dziwić. Wieloletnia izolacja pod rządami komunistycznego dyktatora Envera Hodży, doprowadziła do sytuacji, w której turystyka przestała istnieć na długie dziesięciolecia. Obecnie kraj odradza się turystycznie, ale nie jest jeszcze zatłoczony, co może niebawem się zmienić, bo coraz częściej staje się łakomym kąskiem dla znudzonych tradycyjnymi kierunkami podróżników. Co ciekawe niektóre statystyki ujmują nawet Albanię wśród najciekawszych urlopowych kierunków turystycznych na świecie! Można kraj zwiedzać na wiele sposobów. Odradzający się rynek turystyczny goni zachód w zastraszającym tempie! Dzięki temu osoby szukające wygody znajdą tu również coś dla siebie, np. wielkie kurorty nad samym morzem
Durrës, Vlorë i Sarandë, które oferują już prawie taki standard jak Chorwacja. Ale nie jedzie się do Albanii leżeć plackiem na kamieniach, toteż na tutejszych plażach wylegują się głównie Albańczycy i trochę ludności z krajów ościennych.
Nie warto pisać o tym co można zobaczyć również w całym Basenie Morza Śródziemnego, na wspomnianych wybrzeżach Chorwacji, Czarnogóry i Włoch oraz w całej tak zwanej cywilizowanej Europie. Skupmy się na tym co jest charakterystyczne dla Albanii. A jest to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Wkraczamy do świata kontrastów.
Odwiedziłem Albanię pierwszy raz w 2012 roku. Wówczas ograniczyłem się do zobaczenia głównych atrakcji oraz wędrówek po skrawku Gór Przeklętych na północy kraju. Celem obecnej podróży jest wdrążenie się niewyrobionymi szlakami aż do szpiku Albanii. Do istoty tego miejsca, jeśli można tak powiedzieć. Zgłębienie mało znanej i prawie zupełnie dzikiej części północno wschodniej.

Albania to kraj w 75% górzysty, a urozmaicony krajobraz czyni ją bardzo interesującą fotograficznie. Tematów znajdziemy bez liku – od krajobrazów marynistycznych, przez panoramy górskie, zabytki, sceny rodzajowe, do portretów. Szczególnie interesuje mnie praca z aparatem Fujifilm SL 1000, który może być świetnym uzupełnieniem dla ciężkiego sprzętu, znacznie poszerzającym jego możliwości. Liczę, że właśnie w górach aparat przejdzie chrzest bojowy i ukaże swe pełne oblicze. Bo gdzie indziej, praca zoomu do ekwiwalentu ogniskowej 1200 mm spisze się równie dobrze jak nie na dużych wysokościach, gdzie wszystko jest daleko?




Plan podróży przedstawia się następująco (schemat projektowanej trasy z podziałem na dni):

Źródło mapy: maps.google.pl

Przebieg trasy: 

Dzień 1


Trasa: Podgorica – Koman

Atrakcje: Podgorica, Koman – wieś na końcu świata, spotkanie z miejscową ludnością.


Wyprawa trochę z konieczności zaczyna się w stolicy Czarnogóry – Podgoricy, gdzie można dolecieć samolotem z Warszawy z przesiadką w Belgradzie. Podróż trwa 6 godzin i jest to najdogodniejszy sposób, by poza sezonem szybko dostać się w ten region Bałkanów.

Dokładne planowanie podróży po Albanii nie jest możliwe i wie o tym każdy kto był tu choć raz. Do wielu miejsc nie dociera regularna komunikacja, a kolej obejmuje tylko fragment północnej części kraju, gdzie nie ma gór. Na szczęście dzięki gościnie miejscowych, można dostać się prawie wszędzie, ale czasem wymaga to po prostu więcej czasu i niekiedy, dzięki ich interesowności, także pieniędzy.


Jezioro Szkoderskie między  Podgoricą i Shkodër; fot: Karol Nienartowicz


Nie zamierzam ponownie zwiedzać nieciekawej stolicy Czarnogóry. Byłem tam w 2012 r. i ten jeden raz w zupełności wystarczy. Miasto nie jest zbyt duże – liczy niewiele ponad 130 tys. mieszkańców. Zniszczone całkowicie podczas II wojny światowej zostało po wojnie odbudowane od podstaw w nowym kształcie, tak więc zabytków praktycznie tu nie ma. Moim planem jest jak najszybszy wyjazd na południe, by po przekroczeniu granicy z Albanią dotrzeć przez Shkodër do miejscowości Koman. Może być ciężko ze znalezieniem autobusu przez granicę, więc całkiem możliwe, ze zrobię ten dystans autostopem. Przejechałem na stopa nie tylko całe Bałkany, ale także pełną autostrad Europę Zachodnią, więc żadne trasy już mi nie straszne.

Jazioro Komani. fot: makestreamus.blogspot.com
W Komanie znajduje się jedno z większych sztucznych jezior Albanii – Jezioro Komani. Zbiornik powstał w 1978 r. w wyniku spiętrzenia wody na Drinie i jest środkowym fragmentem większego zespołu obiektów hydrotechnicznych na tej rzece. Cały kompleks ma 72 km długości i tworzy blisko 40 zatoczek i przesmyków. Taflę wody otaczają skalne ściany, często o wysokości kilkuset metrów, a czołową atrakcją jest rejs promem z miejscowości Koman do Fierzë, który zaczyna się każdego dnia o poranku i obfituje we wspaniałe widoki. To jedyna tego rodzaju ciekawostka w Albanii!
Nocleg w Komanie wypadnie mi najprawdopodobniej u miejscowej ludności i bardzo mnie to cieszy. Na każdym kroku chcę doświadczać tutejszych zwyczajów i gościnności. Chciałbym również sfotografować trochę scen rodzajowych, dzięki zoomowi uchwycić twarze, wykonać portrety i zbliżenia osobliwości Albanii – a tych nie brakuje.



Dzień 2


Trasa: Koman - Fierzë – Bajram Curri – Valbone - Cafe e preslopit

Atrakcje: Rejs po Jeziorze Komani, miasto Bajram Curri, wioska górska Valbone, szlaki najpiękniejszych gór Bałkanów – w Parku Narodowym Gór Przeklętych.


Jezioro Komani; fot: entertainment- enter.blogspot.com
Prom rusza o godzinie 9 rano, ale dobrze zjawić się na przystani przynajmniej pół godziny wcześniej, bo może się okazać, że po załadowaniu kóz, owiec i krów nie starczy już dla nas miejsca. Podróż trwa 2 godziny i kosztuje niewiele – 5 euro. Stacja końcowa znajduje się w Fierzë skąd odjeżdżają busy do niewielkiego miasta Bajram Curri. To tylko 23 km, ale podróż górskimi szosami trwa prawie godzinę. Miejscowość zyskała obecną nazwę w latach 50. na cześć narodowego bohatera Albanii Bajrama Curriego, którego komunistyczne władze otaczały szczególną czcią.

Z Bajram Curri wyjadę na północ w najpiękniejszy – moim zdaniem, zakątek całej Albanii – Góry Przeklęte, zwane przez moich znajomych również Górami Wspaniałymi.

Góry Przeklęte są najwyższym pasmem łańcucha Gór Dynarskich leżącego się na znacznym obszarze zachodnich Bałkanów. Widziałem już wiele gór w całej Europie, ale przyznam, że Góry Przeklęte zaliczają się do tych od których sama opada mi szczęka. Są wysokie, skaliste, zupełnie dzikie i puste. A przy tym niezwykle malownicze i po prostu piękne. Pod względem budowy i krajobrazu przypominają trochę słoweńsko-włoskie Alpy Julijskie, ale mają tę przewagę, że nie przyjeżdżają tu hałaśliwi włosi. Rozciągają się na terytorium aż trzech państw – Albanii, Czarnogóry i Kosowa. W Czarnogórze nazywane są Prokletije, i jest to nazwa używana najczęściej, zaś od strony albańskiej Bjeshkët Nemuna. Polskie tłumaczenie nazwy oddaje specyfikę respektu, którym otacza góry miejscowa ludność. Mało jest już w Europie takich zakątków, gdzie można wędrować w szczycie sezonu przez cały dzień, nawet oznakowanymi szlakami, i nie spotkać ani jednej osoby. Tutaj jest to jak najbardziej możliwe – a kiedy nawet spotka się innego wędrowca jest to przyjemność, nie konieczność.

Okolice Fierzë; fot: peron4.pl/offroad-w-albani
Z Bajram Curri do zapomnianej górskiej wioski Valbone leżącej w sercu gór, w dolinie o tej samej nazwie (swoją drogą najbardziej znanej dolinie całej albańskiej części Bjeshkët Nemuna) jest 25 km. Prawdopodobieństwo, że uda się złapać jadący tam autobus jest właściwie żadne, więc warto popytać miejscowych, którzy za kilka-kilkanaście euro bez problemu powinni podrzucić mnie do celu. Stąd planuję bez mitrężenia ruszyć w góry, a finałem będzie postawienie nogi na najwyższym szczycie Czarnogóry – Złej Kolacie (2535 m), która jest górą graniczną między Albanią a Czarnogórą. Wiele osób błędnie sądzi, że najwyższym punktem całej Czarnogóry jest słynny Bobotov kuk (2523 m) w górach Durmitor w północnej części kraju. Tymczasem Bobotov kuk jest niższy nie tylko od Złej Kolaty, ale również od sąsiedniej Dobrej Kolaty (2534 m), która jest czarnogórską dwójką.

Co ciekawe jeszcze do niedawna średniej wysokości masyw Kolat niczym nie wyróżniał się w ogromnym łańcuchu Prokletije, będąc tylko małym kamyczkiem na wielkim głazowisku. Dopiero po podziale Serbii i Czarnogóry na dwa osobne kraje w 2006 r. zyskał rozgłos, stając się najwyższym szczytem nowo powstałej republiki.

Chcę wypocić resztki obiadu i podejść tego dnia do góry tyle ile to możliwe, żeby nazajutrz mieć już mniejszy dystans do masywu Kolat. Moja trasa wiedzie aż do przełęczy Cafe e preslopit (2034 m), gdzie można rozbić namiot, ale jest pewne, że tego dnia nie dojdę aż tak wysoko i zanocuję w namiocie gdzieś po drodze.


Skalne zęby Gór Przeklętych na granicy Albanii i Czarnogóry; fot: Karol Nienartowicz



 

Dzień 3


Trasa: Cafe e preslopit – Zła Kolata – Dobra Kolata - Valbone

Atrakcje: wycieczka piesza dzikimi górami na najwyższy szczyt Czarnogóry – Złą Kolatę (2535 m)

Po zdobyciu przełęczy wdrapię się stromym zboczem (jak znam życie ostatkiem sił) aż na siodło między Kolatami – Dobrą i Złą. To dwa bliźniacze szczyty o zbliżonych wysokościach, oddzielone od siebie małą przełęczą. Wyglądają świetnie i są bardzo fotogeniczne! Po zdobyciu kulminacji Czarnogóry i wykonaniu zdjęć i panoram zejdę tą samą trasą, którą podchodziłem. Jako, że do zejścia mam ponad kilometr deniwelacji, prawdopodobnie nie dojdę już tego dnia do Valbony i zanocuję znów gdzieś w trawie chowając się przed zwierzakami.

Schemat szlaków pod najwyższymi szczytami Czarnogóry: Złej i Dobrej Kolaty. fot: Adam Rugała, rugala.pl
Imponująca panorama ze Złej Kolaty obejmuje swoim zasięgiem całe pasmo Gór Przeklętych – tak po stronie Albańskiej jak i Czarnogórskiej oraz Kosowskiej, ale także Komovi i okoliczne niższe góry, które nawet dla mieszkańców tych terenów są nieprzyjazne i nikt się tam nie zapuszcza.

W 2012 roku miałem okazję zdobyć najwyższą górę całego łańcucha Gór Dynarskich, który leży właśnie w albańskiej części Prokletije - Maja Jezercë (2694 m), która zresztą będzie świetnie widoczna z wierzchołka Złej Kolaty.

Nie są to łatwe góry do uprawiania turystyki na co składa się wiele czynników: brak wody, zerowa infrastruktura, jadowite żmije nosorogie (na marginesie najgroźniejsze węże Bałkanów, brr...), duża odległość od większych ośrodków miejskich. Jednak mam już doświadczenie jak się po tych górach poruszać, by wrócić w jednym kawałku.

Wieś Valbone na dnie doliny o tej samej nazwie; fot: Kamil Kozłowski, peron4.pl

Góry Przeklęte są wymarzonym miejscem do uprawiania fotografii. Morza szczytów widoczne z wierzchowiny pozwolą przetestować możliwości zooma z aparacie Fujifilm SL 1000. Szczególnie interesują mnie fotografie wykonane z maksymalną długością ogniskowej, które dzięki stabilizacji mają szansę wyjść nieporuszone i przybliżyć detale, których gołym okiem nigdy bym nie dojrzał. Już nie mogę się doczekać!


Mój namiot w albańskiej części Gór Przeklętych; fot: Karol Nienartowicz


Dzień 4


Trasa: Valbone - Kukës

Atrakcje: Górskie drogi między Valbone, Bajram Curri i Kukës, pięknie położone miasto Kukës.
 

Okolice Kukës; fot: Kamil Kozłowski, peron4.pl
Wstanę wraz ze słońcem, by jak najwcześniej zejść do cywilizacji i dojechać do Bajam Curri, skąd planuję udać się górskimi trasami do Kukës – stolicy okręgu administracyjnego tej części Albanii. Do wyboru są dwa warianty – trasa prowadząca głównymi drogami i równie ciekawy trakt drogami bocznymi. Znając stan albańskich dróg głównych prawdopodobnie na przejazd bocznymi szosami nie starczyło by mi czasu do końca wyjazdu i jeden dzień dłużej. Jak na europejskie państwo drogi w Albanii są dość nietypowe i trochę przypominają górskie trasy Ukrainy. W wielu miejscach pozbawione nawierzchni, pełne nagłych uskoków, dziur, często bez skrajni. Kierowcy trąbią przy każdym manewrze, na poboczu gęsto od policyjnych patroli – zwłaszcza na nizinach, w górach już rzadziej. A żeby było śmiesznie wszyscy (to nie przesada) grzeją po tych gównianych drogach mercedesami. Mercedes to firma, która cieszy się bezgranicznym zaufaniem Albańczyków – każdy samochód niezależnie od jego stanu technicznego i roku produkcji będzie czczony – pod warunkiem, że ma widoczną z daleka gwiazdę na masce. W całym kraju zwracają uwagę szpecące szkielety nieukończonych betonowych budowli. Są wszędzie – na wsiach, w miastach, w górach. Rzucają się w oczy znacznie bardziej niż betonowe bunkry z czasów reżimu Hodży, których podobno jest w niewielkiej Albanii ponad 700 tysięcy. Bunkrów jest rzeczywiście sporo – zwłaszcza tych lekkich – jednoosobowych w kształcie grzybka, które często spotyka się w dziwnych miejscach – w centrach miast jak w Kavajë, czy w miejskim parku, co widziałem w Korçë.

Bajram Curri; fot: wikipedia.pl
Miasto Kukës jest wspaniale położone u zbiegu Czarnego i Białego Drinu, które po złączeniu dają początek rzece Drin, którą z otwartą gębą płynąłem kilka dni wcześniej. Warto zatrzymać się tutaj na dłużej, podziwiać wspaniałe widoki, chłonąc atmosferę. Zanocuję w mieście w jednym z tanich hoteli.

Kukës; fot: skyscrapercity.com


Dzień 5


Trasa: Kukës - Park Narodowy Gór Lurës

Atrakcje: Park Narodowy Gór Lurës – najcenniejszy przyrodniczo obszar Albanii, 12 jezior polodowcowych, niezwykłe Jezioro Kwiatów.


Tego dnia zamierzam wyjechać z Kukës na południe, żeby dostać się do niezwykłego Parku Narodowego Gór Lurës (alb. Parku Kombëtar i Lurës) – miejsca unikalnego w skali Albanii i nazywanego największą perłą przyrodniczą kraju. Występujące tam lasy są domem wielu rzadkich zwierząt – niedźwiedzia brunatnego, wilka, głuszca. Tym co najbardziej przyciąga ludzi w to miejsce, są liczne niezwykłej urody polodowcowe jeziora górskie. Jest ich aż 12 w tym jedno, ponoć najpiękniejsze – Jezioro Kwiatów (alb. Liqeni i Luleve), którego tafla pełna jest tych pięknych roślin. Dokładnie nie wiadomo czego można się spodziewać, bo nawet w internecie niewiele jest fotografii z tego miejsca. To tylko mnie podkręca do zobaczenia tego miejsca, bo mówią, że jak czegoś nie ma w googlach, to nie istnieje. Zobaczymy... Całe otoczenie sprawia wrażenie wielkiego naturalnego ogrodu pełnego kwiatów, który szczególnie urodziwy jest właśnie późną wiosną. Miejsce jest w polskiemu turyście zupełnie nieznane, co w sumie wcale nie dziwi. Sam dojazd też nie jest łatwy, bo nie prowadzi tam żadna z głównych dróg. Ale dzięki temu można mieć pewność, że teren zachował swoje naturalne piękno. Z Kukës prawdopodobnie dojadę tam taksówką, albo lokalnymi busami, jeśli uda się takie znaleźć. Nocleg planuję zorganizować w namiocie na terenie parku, by móc fotografować wieczorem i o poranku – czyli w momencie kiedy jest najlepsze światło.


Jezioro Kwiatów w Parku Narodowym Gór Lurës; fot: wikipedia.de


Dzień 6


Trasa: Park Narodowy Gór Lurës -Burrel – Kruja

Atrakcje: Ciekawe miasta Burrel i Kruja, wjazd górskimi drogami na przełęcz Qaf'e Shtambes (1228 m).


Kruja, fot: wikipedia.de
W Parku Narodowym Gór Lurës zostanę prawdopodobnie jeszcze cały ranek, chcąc zobaczyć i sfotografować choć kilka jezior, rozrzuconych między lasami i łąkami. Część z nich znajduje się blisko drogi prowadzącej przez rezerwat, więc ich lokalizacja nie powinna być bardzo trudna. Wątpię, że na miejscu uda się dostać jakieś mapy. Ciężko oszacować ile może zająć wydostanie się stąd, więc rezerwuję sobie ten dzień na wyjazd w kierunku Tirany. Najpierw jednak trzeba dojechać do najbliższego dużego miasta – Burrel, gdzie znajduje się słynne więzienie, jedno z największych w całej Albanii, którego budowę rozpoczęto jeszcze przed II wojną światową.
Z Burrel startuje kręta droga górska, którą drogowe mapy określają jako tę „o wybitnych walorach widokowych”, a jej kulminacyjnym punktem jest wysoka przełęcz Qaf'e Shtambes (1228 m). Planuję przejechać tamtędy autobusem z Burrel, lub autostopem, który świetnie sprawdza się na takich drogach, pod warunkiem oczywiście, że jakieś samochody w ogóle tam jeżdżą. Po 50 km znajdę się w słynnym mieście Kruja.
W Krui warto zatrzymać się na moment, by zobaczyć urządzone w wielkiej budowli warownej muzeum poświęcone bohaterowi narodowemu Albanii – Skanderbegowi. Jednak najbardziej interesującym faktem z pobytu w Krui nie jest obecność meczetów i muzeum, ale kontakt z kulturą albańską na słynnym tutejszym bazarze. Moim cichym pragnieniem jest uchwycenie na zdjęciach typowo bałkańskiej, gorącej, mocno wybuchowej atmosfery, która towarzyszy tutejszej wymianie handlowej. Coraz trudniej o takie obrazki w skomercjalizowanym świecie...
Z Krui pojadę komunikacją zbiorową do Tirany – stolicy Albanii.


Bunkier w kształcie grzybka w Shiroke. Na zdjęciu widać tylko jego "czapkę"; fot: Karol Nienartowicz


Dzień 7


Trasa: Tirana - Shkodër – Podgorica

Atrakcje: Tirana, Przejazd koleją albańską.

Stolica Albanii nie jest miastem szczególnie interesującym, ale ma swój klimat. Uliczki z pozrywanym asfaltem są zaniedbane, kolorowe domy pomazane graffiti, a ponad drogami wiszą kilometry drutów. Zabytki skupiają się jak w większości miast głównie w ścisłym centrum, a dokładniej mówiąc wokół Placu Skanderbega, czyli obszernego zielonego skweru, wewnątrz którego stoi pomnik wspomnianego już faceta – największego bohatera Albańczyków. Wokół placu gromadzą się ważne instytucje państwowe, a obok meczetu Ethem Beja swoją siedzibę mają budynki ministerstw, Muzeum Historyczne z fasadą pokrytą mozaiką, budynek opery, hotele i inne. 


Tirana - zabytkowe centrum stolicy ze słynnym meczetem Ethem Beja; fot: Karol Nienartowicz
Ale mimo panującego bałaganu jest to miasto gościnne. Ludzie na każdym kroku są pomocni i tak jest w niemal całej Albanii. W 2012 roku musiałem awaryjnie skorzystać z pomocy medycznej w Tiranie – lekarka w szpitalu amerykańskim sprawnie zoperowała moją piętę i wbrew obawom moim i rodziny w Polsce nawet to przeżyłem. Mało tego, minął prawie rok a ja nadal mam się dobrze. Pomoc nie kosztowała mnie ani złotówki, nikt nie pytał o ubezpieczenie, paszport, dowód, kartę rowerową..., nie musiałem też czekać w kolejkach, a lekarze choć nie mówili w żadnym zrozumiałym języku doskonale wiedzieli jak mi pomóc.

Kolej albańska; fot: internet
Choć trasa z Tirany do Podgoricy to dystans tylko 200 km, podróż może potrwać wiele godzin. Jednak warto poświęcić więcej czasu na samą drogę. Początkowy fragment trasy biegnący nizinami do Shkodëru planuję przejechać koleją. To jedna z nielicznych okazji by doświadczyć w Albanii podróży tym środkiem lokomocji. Ironia losu, że to czego chcemy uniknąć w Polsce tutaj sami wybieramy wmawiając sobie jeszcze, że jest w tym coś niezwykłego. Ale w Albanii przejazd pociągiem naprawdę jest sam w sobie sporą atrakcją, jeśli weźmie się pod uwagę najnowsze dzieje i historię kolei w tym kraju. Nieudany eksperyment Hodży o nazwie socjalizm totalny pozostawił kraj w ruinie. Choć od upadku reżimu minęło wiele lat infrastruktura kolejowa w Albanii wciąż należy do najbardziej przestarzałych i niedoinwestowanych w Europie i na żadnym fragmencie nie jest zelektryfikowana. Jakby tego było mało na pociągi nałożono ograniczenia prędkości do 30-50 km/h, co przy obecnym stanie torowiska jest jak najbardziej zrozumiałe Dla lepszego oddania sytuacji, warto podać łączną długość wszystkich linii w całym kraju – niecałe 400 km!



Tym sposobem dojechaliśmy ponownie do Podgoricy. Tutaj kończy się nasza wycieczka. Pozytywnie zmęczony mogę wracać do kraju.

To była piękna wyprawa! Pełna wrażeń, spotkań z niezwykłą albańską przyrodą, kulturą i ludnością. I co najważniejsze z bogatym plonem dobrych zdjęć! Na razie wędrowałem tylko palcem po mapie, ale wierzę, że uda się zrobić tę trasę w terenie i okaże się, że atrakcji jest dużo więcej niż było w planie. A z aparatem Fijifilm SL 1000 na szyi mogę być tego pewien!




Szacunkowe koszty:



Przejazd Jelenia Góra Warszawa w dwie strony: przewoźnik Polonus Warszawa: ok 180-200 zł.

Bilety lotnicze w dwie strony: Warszawa – Belgrad – Podgorica: od 1414zł do 1750zł + opłaty.

Drobne łapówki, drobne dla kierowców: 100zł.

Opłaty na miejscu:

Dzień 1: Przejazdy: ok. 120 zł, wyżywienie: 40 zł, nocleg 40-100 zł.

Dzień 2: Przejazdy ok. 180 zł. wyżywienie: 40 zł

Dzień 3: Wyżywienie: 40 zł

Dzień 4: Przejazdy ok 150 zł, wyżywienie: 40 zł, nocleg 40-100 zł.

Dzień 5: Przejazdy 100 zł, wyżywienie: 40 zł,

Dzień 6: Przejazdy 100zł, wyżywienie: 40 zł, nocleg 40-70zł.

Dzień 7: Przejazdy 250zł, wyżywienie: 40 zł



Suma: ok 3195 – 3365 zł

5 komentarzy:

  1. We get you to in addition provide an additional
    spot for a sleep at night or perhaps crib. The one thing is sure -- fun day flats in certainly will possibly be person to make a success.



    Take a look at my web page - kliknij

    OdpowiedzUsuń
  2. Very necessary would be the time honored the kitchen
    area furnishings highlights. Metal pulls as well as grips using a
    abundant model, entrance doors having a glass, and also openwork patterns

    Review my blog; strona internetowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Prokletije są niesamowite. Ja je odkrywałam od czarnogórskiej strony. Niestety dwukrotnie usiłowama się z nimi zmierzyć od albańskiej strony, ale w kweitniu i sierpniu, kiedy tam byłam, góry mnie przeganiały (jak nie śnieg, to gradobicie i burze).
    Tak Prokletije wyglądały z mojej perspektywy:
    https://balkanyrudej.wordpress.com/tag/prokletije/
    Sama głównie fotografuję w górach, ale do określenia siebie fotografem jestem daleka, bo nie uważam moich umiejętności za jakieś wybitne. Zdjęcia mają obrazować moje wyprawy i być tym dodatkowym "słowem" w opisie.
    Pozdrawiam,
    ruda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że czytałem kiedyś Twoje wpisy (jeszcze przed moim wyjazdem) na ten temat na jakiś stronce, bo coś kojarzę po zdjęciach. Możliwe to?

      Usuń
  4. Tak, możliwe :) zapewne na stronie tatry.prv.pl (tam zamieszczałam relacje z wyjazdu na Bałkany 2010)

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj - zostaw ślad po swojej obecności. Dziękuję.

Zobacz także